ameba11 pisze:invictus mam pytanie, na jakich studiach byłeś zanim się dostałeś na lekarski?
Nie wiem czy to pytanie może coś wnieść do dyskusji.
Studiowałem filologię angielską, ale tylko po to aby mieć ubezpieczenie zdrowotne i podszkolić język od strony gramatycznej. Ale głównie pracowałem.
Przez te kilka lat brakowało mi parę punktów do studiowania na kierunku lekarskim, z roku na rok to frustruje, a startowałem jeszcze gdy wymagane było 3 przedmioty, a to trochę zmienia intensywność nauki i wpływało na początek na wyniki rekrutacji.
Byłem przekonany, że medycyna to ELDORADO.
Kończąc studia myślałem, ach te doktory to mają dobrze, taka ważna praca i tyle pieniędzy. Też tak zrobię. Będzie mnie stać na godne życie (mieszkanie i samochód oraz wakacje z rodziną) i sporo wolnego czasu by rozwijać swoje pasje.
A kończąc te studia jestem rozczarowany wizją przyszłości.
Nie tak to sobie wyobrażałem. Teraz widzę w jakiej czarnej du*** jestem.
Walka o miejsca specjalizacyjne, gdzie tak naprawdę, żeby robić coś intratnego trzeba dostać miejsce szkoleniowe na wolontariacie (pracując za darmo i dorabiając nocami po dyżurach w POZ i NOCH narażając się na pozwy awanturujących się pacjentów).
1. W zabiegówkach ciężko, bo raczej nikt Cię nie nauczy jak jesteś spoza środowiska.
2. Okulistyka, Laryngologia, Dermatologia, Ginekologia, Urologia, Endokrynologia, Gastroenterologia to ZAPOMNIJCE, nawet o wolontariaty ciężko, a jak nie potrafiliście napisać maturalnych testów to na bank nie przeskoczycie geniuszy, którzy na LEKu dostną lekkogt80% i zabiorą wam miejsca.
3. Zostaje wam tylko wyjazd za granicę, aby robić powyższe rzeczy. Tam teraz podnoszą wymagania językowa. Znajomi mówią, że atmosfera pracy nienajlepsza, wszyscy traktują Cię jako obcego. Takie pierwsze pokolenie na emigracji.
Także mi pozostaje tylko teraz liczyć, że uda się rządowi podnieść pensje dla rezydenta, bo ok 2200zł netto, bo to trochę pensja jak na kasie w biedronce, a odpowiedzialność zupełnie nieporównywalna. Mając 27-28lat zdolność kredytowa to jakieś ok 200tys zł na 30lat, więc nawet ciężko o mieszkanie na kredyt.
Brak czasu na cokolwiek, bo dochodzi do tego dorabianie na dyżurach, za parę złotych na godzinę, pozwy pacjentów, sterta biurokracji w pracy na oddziale przez co teraz nawet nie myślę o zakładaniu rodziny.
Czy tak to powinno wyglądać zycie 30latka?
Porównując się na etapie życia znajomych po informatyce, albo specjalistach marketingu gdziena rękę dostają ok 5tys +prowizje, a czasem nawet auto służbowe i szkolenia za darmo to jest nieporównywalny etap życia.
A wy? Zaczniecie taki start życia za conajmniej 7lat, mając 40lat dopiero będziecie specjalistami.
Pytanie dlaczego i komu to się opłaca?
Na pewno dla ludzie ze środowiska, którzy idą od razu na studia, a potem dorabiają w prywatnych praktykach rodziców i robiących wolontariaty. Do tego rodzice ich uczą coraz to bardziej zaawansowanych zabiegów i przyuczają do pracy w zawodzie. Jest różnica na starcie.
Jeżeli już macie wybierać kierunek medyczny bez wsparcia to idźcie na stomę.
Fakt robota nudna jak cholera, ale chociaż po studiach dorobicie te min 3-4tys pracując na kilku etatach u kogoś. Może wam się uda nazbierać za kilka lat na własny gabinet to wtedy się odkujecie.
Pozdrawiam, invictus.