Błagam Cię, nie idź na te studia z takim podejściem, bo długo nie pociągniesz. Nie piszę tego złośliwie, po prostu to moim zdaniem świadczy o pewnej słabości psychicznej. Sama mam słabą psychikę (choć znam takich, u których jest z tym dużo gorzej), i przez to w ciągu tego pierwszego roku wielokrotnie myślałam o rezygnacji ze studiów. Gdyby nie vahtinek i Agher, to już bym dawno zrezygnowała. Trzeba wziąć się w garść i nie poddawać się zbyt szybko. Miałam w pewnym momencie taką przeprawę z biofizyką, że tylko siedziałam i płakałam, ale jakoś sobie poradziłam. Z każdego g**na da się wyjść A jeśli chodzi o koła z anatomii, to z nich się zbiera punkty, nie trzeba ich zaliczać - więc bez spiny. Akurat anatomia to przedmiot, który po reformie jest najbardziej zaniedbywany, bo jak Ci się nałoży koło z anatomii i biochemii/biofizyki/histologii, to jednak któreś z tych trzech jest ważniejsze, bo z nich masz oceny i musisz mieć te 60% punktów, żeby mieć spokój. Od tego roku wchodzą nowe zasady na biochemii, tj. za niezaliczone kolokwium będą ujemne punkty na egzaminie, tak samo jak za nieobecność na wykładzie, na którym będzie lista obecności.ruudaa pisze: czyli łatwo o pomyłkę i zawalenie koła
A jeszcze co do angielskiego na anatomii - dużo zależy od tego, który asystent sprawdza kolokwium. Na kole z brzucha był rentgenogram, na którym należało podpisać pęcherzyk żółciowy po angielsku, więc wpisałam zgodnie z prawdą gallbladder i miałam niezaliczone, ponieważ mój asystent uznawał tylko fund of gallbladder". Koleżanka, której sprawdzał inny asystent, miała zaliczony sam gallbladder". W sumie to się średnio ma do angielskiego, bo jeśli chodzi o łacinę, to sytuacja mogłaby być podobna, no ale dobra